top of page

Być może gdzie indziej...

Dziś post będzie po polsku. Tym razem to moi angielscy znajomi mogą sobie tłumaczyć, o ile w ogóle się da. Byliśmy w Polsce i ogromnie nam się podobało, najbardziej chyba ludzie i jedzenie. Wszyscy, których spotkaliśmy podczas pobytu uśmiechali się, odpowiadali na żarty, nawet panie w kasach PKP, pomimo makijażu a la miss ZSRR 1985 i niezmiennego tapira na głowie, zrobiły się miłe i pomocne.

Rodzina i przyjaciele, dzięki długim okresom rozłąki, okazują się cudowni wciąż od nowa. Widzieliśmy prawdziwą zimę. Mroźną i śnieżną. W górach. Zachwycałem się aurą z każdym oddechem... Byłem w Toruniu. Starówka jest bajeczna, a szeroka Wisła daje wrażenie przestrzeni i miasto oddycha pełną piersią.

Wrocław wspaniały i majestatyczny jak zawsze. Po raz pierwszy widziałem Panoramę Racławicką i obraz wraz z jego skalą i trójwymiarowością kompletnie mnie olśnił. Pobliskie muzeum narodowe ma piękne zbiory Polskiej sztuki. Po raz kolejny okazało się, że wszyscy Siemiradzcy, Matejkowie, Chełmońscy i inni Malczewscy są mi ogromnie bliscy, zupełnie jakby historia była wbudowana gdzieś genetycznie i stymulowana przez obrazy i ich twarze, ubiory i sceny, czy to bitewne, czy wiejskie krajobrazy.

Jedzenie przepyszne, zwłaszcza mamusiowe kanapki. Smakowo najbardziej zapadły mi w pamięć ogórki kiszone serwowane przez obie mamy, miód pitny (półtorak) oraz tort cioci Dagi. Polecam też restaurację wegańską Vega na rynku we Wrocławiu. Serwują naprawdę znakomite jedzenie w porządnych porcjach i za przystępną cenę.

Chciałbym zamieszkać tam na powrót, ale tym razem na własnych warunkach. Chciałbym nie musieć przejmować się zarobkowaniem, a w zamian mieć dużo czasu na słuchanie innych, towarzyskie spotkania i długie rozmowy. Chcę próbować więcej alkoholi i pić kawę codziennie w nowym miejscu. Chciałbym też podróżować więcej, dużo czytać i grać na instrumentach. Póki co wszystkie moje plany spełniają się, więc jestem dobrej myśli... Kiedyś przeczytałem, że dom jest tam, gdzie spędziło się dzieciństwo. Być może tak jest. Ja na pewno wiem, że ckni mi się za tym, czego już nie ma, a co pamiętam jako dobre, ciepłe i beztroskie. Kończę zatem piosenką Anny German śpiewającą do słów Broniewskiego oraz kilkoma fotografiami, bowiem mam wrażenie, że te udają mi się dużo lepiej, niż pisany tekst. A propos, nie wzięliśmy ze sobą Pentaksa, stąd wszystkie zdjęcia zrobiłem telefonem. Jestem bardzo zdziwiony jak dobrze dał sobie radę.

Wieczór w Opolu

Zima na Kasprowym Wierchu

Nasz spacer w kierunku Kalatówek

Starówka w Toruniu, plecy mojej mamy oraz widok na Wisłę


bottom of page